niedziela, 4 maja 2014

Rodział 7. To nie twoja wina.



Oczami Diany

Usłyszałam jakiś dźwięk. Zaczęłam powoli otwierać oczy. To, co ujrzałam mnie zdziwiło. Mianowicie, na dziobie łodzi siedziała kolorowa papuga. To ona mnie obudziła. Poczułam się dziwnie. Nie dlatego, że spałam na ramieniu Zayna, ale dlatego, że łódka się nie unosiła. Podniosłam się tak, aby nie obudzić chłopaka i aż stanęłam jak wryta. Przede mną rozciągała się dżungla. Wylądowaliśmy na jakiejś wyspie. Spojrzałam na papugę. Była śliczna. Zaczęłam się do niej zbliżać. Wyciągnęłam do niej rękę, aby ja pogłaskać, ale odleciała. Odwróciłam się i podeszłam do Zayna. Ukucnęłam przy nim i zaczęłam lekko potrząsając go za ramię. Po chwili otworzył oczy, które od razu skierował na mnie.
-Coś się stało?- spytał.
Pokręciłam głową na tak i zaczęłam pomagać mu wstać. W pozycji stojącej zamiast patrzeć na wyspę patrzył na mnie. Odwróciłam wzrok. Zrobił to samo. Słyszałam jak wciąga powietrze do płuc.
-Wyspa!- krzyknął i wyskoczył z łódki.
Wyszłam za nim i spojrzałam na niego. Jego zachowanie było nadzwyczaj dziwne. Całował ziemię. Następne zdarzenia działy się szybko. Usłyszałam dziwny pisk i poczułam jak nogi uginają mi się. To Zayn się przestraszył. Skoczył na mnie, ponieważ natrafił na czaszkę. Syknęłam z bólu i się przewróciliśmy. Ja na niego. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam ujrzałam śliczne oczy mulata.
Mogłabym w nie patrzeć przez cały czas. Otrząsnęłam się, gdy usłyszałam znowu ten sam dźwięk. Wstałam z niego i spojrzałam na papugę. Po chwili poczułam ból w ramieniu. Zamknęłam oczy, ale to nic nie pomogło.
-Przepraszam.- usłyszałam przy uchu.- To moja wina. Głupio wyszło. Przepraszam.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, po czym odpowiedziałam.
-Nic się nie stało.
Swój wzrok przeniosłam na czaszkę. Wokół niej były kości. To nie wróży nic dobrego. Dyskretnie przełknęłam ślinę.
-Pomożesz mi?- usłyszałam za plecami.
Odwróciłam wzrok i ujrzałam Zayna, który próbował wyciągnąć łódkę bardziej na brzeg. Podbiegłam na koniec łódki i zaczęłam ją pchać. Tył był w wodzie, ale po kilku minutach poczułam piasek pod nogami. Jeszcze kawałek ją przesunęliśmy i usiedliśmy na plaży.
-To co teraz?- spytałam.
-Jest 7.09. Moglibyśmy coś zjeść.
-Nie jestem głodna.- odparłam szybko.
-Kiedy ty nie jadłaś nic od czasu, gdy wylądowaliśmy w tej nieszczęsnej łodzi.- podniósł lekko głos.
-Ja na prawdę nie jestem głodna. Uwierz mi.
-Nie, nie uwierzę. Moim zdaniem ty się głodzisz, abym ja mógł coś zjeść! Czy ty chcesz umrzeć z głodu, abym ja przeżył?!- krzyknął na mnie.
Skuliłam się jeszcze bardziej. Łzy stanęły mi w oczach. A ja myślałam, że on jest inny. Głowę schowałam pomiędzy brzuch a kolana i zaczęłam płakać.
-Mała, nie płacz. Ja nie chciałem na ciebie krzyczeć.- mówił przepraszająco.- Ja się o ciebie martwię. To nie zdrowo tak się głodzić tylko po to, aby inni mogli przeżyć. Proszę, nie płacz.
Spojrzałam na niego i odpowiedziałam zgodnie z prawda:
-Ja... nie... mogę... jeść.
-Jak to?- ciągnął dalej.
-Po prostu mi zaufaj a wszystko będzie dobrze.- nie chciałam mu mówić całej prawdy.
-No okej. Jednakże jak będziesz głodna to...- zaciął się, bo mu przerwałam.
-... to jedz śmiało. Nie krępuj się. Tak wiem. Dziękuje.
Uśmiechnęłam się słabo co odwzajemnił.
-Wiesz...- zaczął niepewnie.- Nie wiem jak sobie wyobrażasz życie na wyspie, ale mimo wszystko nie mamy schronienia.
Faktycznie, ale zdawało mi się, że widziałam narzędzia w łódce. Wstałam i skierowałam się do niej czując na sobie wzrok Zayna. Weszłam do niej, i zaczęłam wszystko przeszukiwać. Znalazłam skrzynkę z narzędziami, dużo gwoździ i siekierę. Nie mam pojęcia po co oni to tu włożyli. Skoro nas "porwali" to po co nam wszystko ułatwiają? Dali nam wode. Jakieś koce i te wszystkie rzeczy dzięki, którym można zbudować nawet dom. Wzruszyłam ramionami i wyjęłam to z łódki. Podeszłam do Zayna i położyłam wszystko przed nim. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Możemy sami zbudować schronienie.- powiedziałam nieśmiało.
Spojrzał do skrzynki. Popatrzył na narzędzia i wstał. Spojrzał na mnie i powiedział z uśmiechem:
-Nie będzie łatwo, ale damy radę. Jednakże zanim zaczniemy chodźmy po drewno na ognisko.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi.
-W nocy może być zimno, więc się ogrzejemy.- dodał śmiejąc się.
Odwróciła głowę i spojrzałam na las? Chyba tak. Zayn pierwszy ruszył, a ja za nim. Szłam troszkę dalej niż on, bo nie sadzę abyśmy dużo gałęzi zebrali w tym samym miejscu. Widziałam jak miał ich dużo, a ja tak mało. Wstyd. Przecież on odwali całą robotę. Odeszłam kawałek dalej i zbierałam dalej. Gdy już miałam sporą kupkę gałęzi rozejrzałam się czy gdzieś jest. Szukałam go wzrokiem, aż natrafiłam na jego sylwetkę machającą w moim kierunku.
-Wracamy.- doszedł mnie jego krzyk.
Kiwnęłam lekko głową i skierowałam się w stronę plaży. Gdy na nią weszłam już czekał na mnie budując ognisko. No... Jeśli można nazwać to ogniskiem, ponieważ mu nie wychodziło. Zaśmiałam się cicho i odłożyłam gałęzie obok jego.
Usiadłam niedaleko i patrzyłam jak się męczył przy układaniu stosu z gałęzi, który co chwila się przewracał. Znowu się zaśmiałam i podsunęłam bliżej. Wyciągnęłam ręce i trzymałam to co on ustawił. Wyszło o wiele lepiej. Dodał jeszcze sporo patyków i ognisko było gotowe.
-Dlaczego teraz je zrobiliśmy? Czemu nie wieczorem?- spytałam.
-Bo wieczorem nie będzie mi się chciało.- odpowiedział szeroko się uśmiechając.- Chodź po więcej gałęzi.- dodał po chwili pociągając mnie za rękaw.
Poszłam za nim w dżunglę i zaczęłam zbierać gałęzie. Jeden patyk... Drugi... Trzeci... Szesnasty... Siedemnasty... Osie... Co jest? Zdziwiłam się. Jakieś zwierzę zabrało mi gałązkę sprzed nosa. Spojrzałam na nie i przechyliłam głowę. Zrobił to samo. Po chwili zorientowałam się, że jest to surykatka. Tylko, że... Co ona tu robi? Surykatki mieszkają na wyspach? Myślałam, że w Afryce. Wzruszyłam ramionami. Obeszłam ją i zaczęłam dalej zbierać drewno na opał. Gdy już miałam sporą gromadkę wróciłam do Zayna. Gdy tylko weszłam na plażę chyba serce mi stanęło. Zayn stał bez koszulki wpatrując się w morze. Dobrze, że stoi do mnie plecami, bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby się odwrócił. I dosłownie w tym samym momencie jakbym krzyknęła "Odwróć się!", odwrócił. Szybko skierowałam swój wzrok na gałęzie i poszłam je odłożyć na miejsce.
-Boli bardzo?- usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i ujrzałam zatroskaną minę chłopaka. Próbowałam skupić się tylko na jego oczach, ale to nic nie dało. Spojrzałam na jego nagi tors. Miał całkiem sporo tatuaży. Zwłaszcza na rękach. Na jednej zauważyłam dziewczynę. Podeszłam krok bliżej, i nie wiem dlaczego, dotknęłam tego tatuażu.
-To Perrie. Teraz żałuję, że zrobiłem ten tatuaż. Będzie mi o niej cały czas przypominał.
Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam łzy. Żal mi się go zrobiło. Zrobiłam jeszcze krok w jego stronę i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
-Wszystko będzie dobrze.- szepnęłam.
-Dziękuję.
-Za co?- zdziwiłam się.
-Za to, że dzięki tobie zapominam o niej.
Odkleiłam się i spojrzałam na niego. Uśmiechał się. Chciałam odwzajemnić ten uśmiech, ale zamknęłam oczy, bo moje ramię przeszyła fala bólu.
-Bardzo boli?- spytał.
Nie odpowiedziałam.
-Może lepiej przemyć te ranę, co?
Otworzyłam oczy i lekko kiwnęłam głowa. Podeszliśmy do łodzi. Wszedł do niej po apteczkę, a ja w tym czasie zdjęłam sweter. Dobrze, ze miałam koszulkę pod nim. Usiadłam na piasku a on obok mnie. Podwinął rękaw najbardziej jak to było możliwe i zaczął odwijać bandaż. Gdy ukazała się rana odwróciłam od niej wzrok. Już dość się na takie rzeczy napatrzyłam. Poczułam jak polewa ją wodą utlenioną. Szczypało. Aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku zacisnęłam szczękę. Dodatkowo zwinęłam dłoń w pięść oraz mocniej zacisnęłam oczy. Po krótkiej chwili zaczął owijać rękę nowym bandażem. Rozluźniłam się.
-Dziękuję.- szepnęłam i spojrzałam na niego.
Nic nie powiedział tylko się uśmiechnął.
-Może zaczniemy szukać odpowiednich drzew, aby zbudować dobre schronienie, co ty na to?- spytałam.
-No to bierzemy się do roboty.
Uśmiechnął się szeroko po czym ruszyliśmy.

Jakiś czas później

-To może to?- spytałam z nadzieją w głosie.
-Nie. Za duże.- grr. Zaraz mu coś zrobię. Od 2 godzin chodzimy po puszczy, ale panu "to drzewo nie pasuje", nic się nie podoba! Jakiż to znawca od drzew się znalazł. Ehh... Chyba jakoś przeżyje spanie na piasku. Spojrzałam na swoje buty. Wydały się ciekawsze od drzew. Po chwili uderzyłam w coś, a raczej kogoś. Był to Zayn. Stał i wpatrywał się w jakieś drzewo, a nawet gromadę takich samych drzew. W jego oczach dostrzegłam radosne iskierki. Tak! Wreszcie znaleźliśmy! Dzięki Bogu, bo dłużej chodzenia bym nie przeżyła.
-Idealne.- szepnął uśmiechając się szeroko.
Wpatrywał się i wpatrywał w nie, aż w końcu nie wytrzymałam i zabrałam mu siekierę. Ruszyłam w stronę drzew, ale zaraz zostałam zatrzymana.
-Co ty robisz?- spytał.
-Chce ściąć te drzewa, bo ty wolisz się na nie patrzeć.
Wywrócił tylko oczami i ruszył do najbliższego "celu", po drodze zabierając mi siekierę. Po kilku uderzeniach na jego czole pojawiły się drobne kropelki potu.
-Może ci pomóc?- zapytałam.
-Serio?! Myślisz, że pozwolę odwalić kobiecie brudną robotę?- spytał, a na jego twarzy zauważyłam mieszane uczucia niedowierzania i złość. Ups?- A poza tym jesteś ranna.- dodał czulej.
-Ale ja nie chcę, abyś sam wszystko zrobił. To by było niesprawiedliwe. Też chce jakoś pomóc.- powiedziałam podchodząc bliżej.
Chyba mnie nie usłyszał. Zamachnął się, aby zadać kolejny cios drzewu. Zamiast w nie, niechcący uderzył mnie. Trafił w ranę od noża. Upadłam. Po co ja się w ogóle zbliżałam? Złapałam się za obolałe miejsce i w tym samym momencie ujrzałam siekierę obok siebie. Spojrzałam w górę. Chyba bardziej przerażonej miny Zayna nie widziałam. Szybko ukucnął obok. Chciał coś powiedzieć, ale jakby nie mógł. Bolało dość mocno. Łzy napłynęły mi do oczu, ale odwróciłam się tak, aby ich nie widział.
-Boże przepraszam! Wszystko dobrze?! Ale ja jestem głupi, oczywiście, że nie jest dobrze! Przepraszam. Nie zauważyłem cię. Ja... Nie chciałem.
Panikował. może trochę boli, no dobra trochę bardzo, ale nie będę patrzeć jak się obwinia!
-To nie jest twoja wina. Niepotrzebnie podchodziłam. Tu zwyczajnie moja głupota zawiniła.- próbowałam go uspokoić.
-Ale ty przecież sama się nie uderzyłaś, tylko ja ciebie! to moja wina!- zaczął krzyczeć.- Przecież mogło to się skończyć o wiele gorzej.
Złapałam jego twarz, spojrzałam w oczy i powiedziałam:
-To nie twoja wina, słyszysz? Nie myśl co by było gdyby, liczy się tu i teraz. Rozumiesz? To NIE twoja wina!
-Nie rozumiesz. Gdybym ciął pod innym kątem mógłbym...- znów zaczął się obwiniać. Ehh... Chyba nie słuchał tego co mówiłam.
-Mam ci to przeliterować? T-o n-i-e t-w-o-j-a w-i-n-a!
-Ale...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Przestań! Jeżeli jeszcze raz będziesz mi tu jęczał, że to twoja wina obrażę się na ciebie i nie odezwę do końca życia. A teraz tu się nie mazaj tylko tnij to drzewo, bo za milion lat nawet szałasu nie zbudujemy.- powiedziałam twardo po czym zrobiłam poważna minę.
Uśmiechnął się lecz zaraz spoważniał.
-Tak jest pani kapitan.- powiedział po czym wziął się do pracy.
Z każdym uderzeniem mięśnie jego ramion się napinały. Wyglądał tak seksownie. Boże... Diana o czym ty myślisz? Skarciłam się w myślach.
-Uwaga!- krzyknął.
Szybko przesunęłam się, ponieważ w miejscu gdzie siedziałam upadło drzewo. Pisnęłam radośnie na co on na mnie się dziwnie spojrzał.
-No co? Jedno drzewo mniej.- uśmiechnęłam się na co on się zaśmiał.
Podszedł do następnego i zaczął robotę od nowa. Ja natomiast podeszłam do powalonego drzewa i starałam się je podnieść, aby wynieść na plażę. Nie szło mi to aż tak sprawnie jak myślałam.
-Hej co ty robisz?- widząc mnie "siłującą się" z drzewem.
-Yyy... Próbuję podnieść to drzewo?- spojrzałam na niego jak na idiotę. Ten tylko westchnął pod nosem.
-Myślisz, że taka drobna osóbka podniesie taki ciężar?- spytał rozbawiony.
-No to co ja mam niby robić?- podniosłam ręce w geście poddania.- Nie potrafię tak stać z boku i patrzeć jak ty harujesz.
-No to od teraz będziesz stać z boku i patrzeć. Musisz dużo odpoczywać, aby wyzdrowieć.
-Ale ja przecież jestem zdrowa.- odparłam.
-Nie zgodzę się z tym. Lepiej usiądź mi stanie ci się coś poważnego.- powiedział smutno.
-Wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale nie jestem małą dziewczynką. Potrafię więcej niż ci się wydaje.
-Nie będę zaprzeczał, ale posłuchaj mnie. Usiądź i odpoczywaj.
Nie chciałam siedzieć w jednym miejscu. Z resztą on nie będzie mi rozkazywał. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
-Gdzie idziesz?- spytał.
-Zobaczyć co jest dalej. Chcę się dowiedzieć co tutaj jeszcze może być.- powiedziałam po czym ruszyłam w stronę nieznanych.
-Tylko nie odchodź za daleko.- usłyszałam zatroskany głos za sobą.

******************************
i bum!
Kolejny rozdział gotowy. : )
Mam nadzieję, że się spodoba.. X D
Wydaje się być dłuższy niż inne,.. : p
Poozdrawiam ..
Dusty

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz