wtorek, 27 maja 2014

Rozdział 9.



Oczami Diany


Obudziły mnie promienie słońca. Poczułam się dziwnie, gdyż nie było obok mnie Zayna. Po chwili ujrzałam go wdrapującego się na drzewo.
- Zayn , co ty wyprawiasz?- krzyknęłam, aby mnie usłyszał. Trzeba przyznać... to drzewo było strasznie wysokie.
- Skończyła się nam woda pitna, a ja nie chcę umrzeć z pragnienia!- odkrzyknął. Przecież jeśli on stamtąd spadnie to się zabije! Boże...
Po chwili usłyszałam głośny krzyk. Gdy spojrzałam na drzewo nigdzie nie mogłam dostrzec Zayna. O Matko!... a jeśli coś mu się stało?! Diana, kretynko! Przecież krzyczał. To oczywiste, że coś mu się stało!
- Zayn?! Zayn?! Gdzie jesteś?! To nie jest zabawne! - wołałam zdesperowana.  Stałam tam jak idiotka nie mogąc się ruszyć i nasłuchiwałam. Po paru chwilach usłyszałam cichy jęk. Rzuciłam się pędem w tamtą stronę. Pod drzewem leżał Zayn. Szybko do niego podbiegłam.
- Nic ci nie jest? Diana, idiotko on spadł z drzewa oczywiście, że coś mu jest!- Matko zaczynam gadać sama do siebie.- Boli cię coś? Możesz wstać?- zasypywałam Zayna milionem pytań. Widząc moje zdenerwowanie, chłopak zaczął się śmiać. Spojrzałam na niego jak na idiotę. Widząc to mulat śmiał się jeszcze głośniej.
- Nie martw się. Nic mi nie jest. - rzekł wstając na równe nogi. Patrzyłam na to z szeroko otwartą buzią. - Ale teraz przynajmniej wiem, że się o mnie martwisz. - dodał puszczając mi oczko.
- Grr... Ale ty jesteś głupi! Wiesz jak ja się o ciebie bałam?!- krzyczałam waląc pięściami w jego klatkę piersiową. Swoją drogą... ma boska klatę! I te wszystkie tatuaże. Diana, ogarnij się, przecież jesteś na niego zła! Tak właśnie... jestem zła! Dalej waliłam pięściami w klatę Zayna, lecz jego to nie ruszało. Gdy nie miałam już siły, moje uderzenia stawały się coraz słabsze. Zayn widząc, że opadam z sił mocno mnie przytulił. Choć byłam na niego wściekła odwzajemniłam ten gest.
- Przepraszam- Wyszeptał delikatnie muskając ustami płatek mego ucha.- Nie wiedziałem, że aż tak się wystraszysz.
- Strasznie się o ciebie bałam.- również szepnęłam nie chcąc przerywać tej magicznej chwili. Schowałam głowę w zagłębieniu jego szyi, aby nie spostrzegł łez napływających do moich oczu. Chwilę później poczułam jak łapie mój podbródek i podnosi do góry. Kciukami wytarł łzy, które już spływały po moich policzkach.
- Nie płacz, proszę. Nie lubię patrzeć kiedy płaczesz. - powiedział słodko.
- Przepraszam.-powiedziałam to, spuściłam głowę i odsunęłam się od niego.- Chyba musimy dalej iść ciąć drzewo.- dodałam po chwili.
- Nie chcesz śniadania? - spytał.
- Nie dziękuję. Nie jestem głodna.
Westchnął i ruszył w stronę plaży. Po krótkiej chwili wrócił z siekierą. Chciał złapać mnie za rękę, ale się odsunęłam. Kątem oka dostrzegłam jak kręci z niedowierzaniem głową.
- Chodźmy.- powiedział i ruszył przed siebie, a ja za nim. Mam nadzieję, że dzisiaj szybciej wybierze jakieś odpowiednie drzewo. I tak jestem już na niego zła. Zabiję go jeśli znów będziemy krążyć cały dzień po lesie. Na szczęście już po jakiś 10 min. Zayn zabrał się do pracy. Chciałam mu pomóc, ale pan ,, jeszcze ci się coś stanie" mi nie pozwolił. Zrezygnowana usiadłam na jakimś kamieniu. Strasznie mi się nudziła, więc podziwiałam otaczającą mnie naturę. Gdy w pewnym momencie spojrzałam na Zayna, znów ujrzałam te czerwone ślepia. Wpatrywały się we mnie z uwagą.
- Zayn, uważaj!- krzyknęłam podbiegając do mulata.
- Co się stało?- spytał zdziwiony.
- Z-za t-t-tob-bą. T-to j-jest z-za t-tob-bą. - jąkałam się.
Chłopak powoli się odwrócił. Gdy podążyłam za jego wzrokiem ujrzałam... właściwie nic nie ujrzałam. Tego czegoś już tam nie było.
- Ale tam nic nie ma.- rzekł zdziwiony Zayn.
Spojrzałam na Zayna, a później na miejsce, w którym były tylko zarośla. Czułam się głupio, ale tam na pewno cos było.
- Może mi się przywidziało.- odrzekłam zrezygnowana.
Chłopak do mnie podszedł. Spojrzałam mu w oczy i ujrzałam smutek.
-Wiesz... może powinnaś się położyć czy coś.
- Nie. Nie chcę leżeć, ani odpoczywać. Chcę ci pomóc.-  odrzekłam twardo. - Proszę- dodałam ciszej.
- Eh no dobra, ale pod jednym warunkiem.
- Co tylko chcesz.- odpowiedziałam szybko, za szybko.
- Hmm...- zamyślił się, po czym postukał palcem w swój policzek.
Aż zamarłam. On... Chce... Abym... Go...POCAŁOWAŁA.
-Ja... Nie mogę.- powiedziałam cicho patrząc mu w oczy.
- Dlaczego?- zdziwił się i to bardzo.- Przecież to nie zbrodnia.
Nie mam pojęcia czy mu na prawdę na tym zależało, czy to tylko abym mogła mu pomóc. Cicho westchnęłam i powoli zbliżyłam się do chłopaka. Gdy już byłam wystarczająco blisko zbliżyłam swoją twarz do jego policzka. Nie wiem też czy to zrobił specjalnie, czy niechcący, ale przekręcił się tak, że pocałowałam go w usta. Szybko odskoczyłam od chłopaka, ale zanim to zrobiłam poczułam jak oddaje ten pocałunek.







- Przepraszam.- powiedziałam i skierowałam się do leżących wcześniej drzew. Podniosłam jedno i zaczęłam je ciągną w stronę plaży. Cały czas czułam na sobie wzrok chłopaka. Po niedługim czasie wyszłam na plaże. Położyłam mój ,, łup" obok wcześniej położonych drzew. Swój wzrok przeniosłam na ocean. Był taki spokojny, jednakże ja nigdy w to nie uwierzę. Dla mnie ocean to zło i pułapka. Zanim się spostrzegłam miałam mokre całe policzki. Nienawidzę tego stanu. Nienawidzę płakać. Przecież miałam być silna. Dla niego i siebie. Ukucnęłam na piasku i dalej szlochałam.


Oczami Zayna


Ale ja jestem głupi! Po co w ogóle to zrobiłem? Teraz na pewno nie będzie się do mnie odzywać. Kolejny zamach i kolejne nacięcie w drzewie. W końcu, tak jak inne, przewraca się. Podszedłem do następnego drzewa. Już miałem zaczynać, gdy odpuściłem. Położyłem siekierę obok drzew. Wziąłem dwa z nich na barki i ruszyłem w stronę ,, tymczasowego miejsca zamieszkania". Chwilę później wyszedłem z gąszczu. Położyłem hmm...belki obok wszystkich rzeczy i ruszyłem w stronę Diany. Gdy już byłem wystarczająco blisko, usłyszałem jak cicho płacze. Aż zrobiło mi się smutno. To przeze mnie? Przecież ja ją tylko pocałowałem. Przybiłem sobie mentalnego facepalma. Przecież ona tego nie chciała. Ukucnąłem za niż i szepnąłem:
- Wszystko dobrze?
Nic nie odpowiedziała tylko pokiwała głową na tak.
- To przeze mnie, prawda?- drążyłem dalej.
Pokręciła przecząco głową.
- Przepraszam. Ja nie chciałem zrobić nic wbrew tobie. Po prostu...- nie skończyłem, bo Diana mi przerwała.
- To nie przez ciebie. Po prostu tęsknie za moim bratem.
- Przecież jak nas znajdą spotkasz się z nim.- pocieszałem ją.
- Nie... Nie zobaczę go jak wrócimy.- powiedziała cicho.
- Dlaczego?- zdziwiłem się.
- Nie żyje.- odpowiedziała załamanym głosem.
- Przepraszam. Nie wiedziałem.
- Nic się nie stało.- odpowiedziała spoglądając na mnie.
Przyciągnąłem ją do siebie i mocno przytuliłem. Nie opierała się, tylko oparła głowę o moją klatkę piersiową. Mógłbym tak siedzieć cały czas. Chciałbym ją trzymać w swych ramionach zawsze, aby była bezpieczna. Miałem wielką ochotę ją pocałować, ale... nie mogę.


````````````````````````````````````````````
Hejoszki! =*
Bardzo przepraszam, że rozdział jest tak późno.
Problemy osobiste.
Więc...mam nadzieję, że rozdział się podobał :)
Do następnego! :*
Niki

niedziela, 18 maja 2014

Rozdział 8.


Oczami Diany

   Dlaczego on jest taki? Nie potrzebuję niańki. Umiem sama o siebie zadbać. Jednakże. Jest taki słodki, gdy się o mnie martwi. Dobra skończ! Przez niego za bardzo czuję się pewnie. Nigdy tak się nie czułam. On ma na mnie dobry wpływ, lecz nadal będę trzymała się na baczności. Stanęłam i znowu kopnęłam mały kamyk. Gdy podniosłam głowę zauważyłam, że coś porusza się w krzakach. Po chwili ujrzałam przekrwawione oczy. Pisnęłam z przerażenia. Boże, co to jest?! Powoli zaczęłam się cofać. To coś zaczęło iść za mną. Nawet nie zdążyłam zauważyć co to jest. Puściłam się biegiem w stronę, gdzie powinien być Zayn. Po chwili go zauważyłam. Ciągle pracował. I wciąż wyglądał seksownie. O Boże ... super Diana, goni cię jakiś niezidentyfikowany obiekt, a ty myślisz o nieziemskim torsie mulata i jego boskich czekoladowych oczach ... Grr, znowu! -.-
- Zayn!- krzyknęłam ile sił w płucach. Brunet powoli podniósł głowę. Patrzył na mnie ze zdziwieniem. No jasne, bo co można powiedzieć o dziewczynie, która biegnie do ciebie jak wariatka?
- Uciekaj! Coś mnie goni! - poinformowałam go, gdy znalazłam się w odległości ok. 5 metrów od chłopaka.

Oczami Zayna

Gdy to usłyszałem troszeczkę się zdziwiłem, bo za nią nic nie biegło.
- Ale tu nic nie ma. - powiedziałem ledwo powstrzymując się od śmiechu. Dziewczyna zaczęła się szybciej rozglądać.
- Może coś ci się zdawało?- powiedziałem drapiąc się po karku.
- Ale przecież ...Tam na prawdę coś było. Musisz mi uwierzyć. - powiedziała ze łzami w oczach.
- Diana. Ja nic nie widziałem. Musiało ci się coś zdawać. A teraz się odsuń, nie chcę aby coś ci się stało.- Odeszła kawałek ze spuszczona głową i usiadła na jeden z pni, nadal wpatrując się w buty.
Zamachnąłem się i siekiera uderzyła w drzewo. Z każdym uderzeniem coraz bardziej zaczynam się zastanawiać nad tym czymś. Może mogło to być jakieś zwierzę. Przecież to możliwe. Na pewno są tu jakieś zwierzęta, ale ... nie... nie ma tu przecież ludzi. Chyba. Kolejne drzewo ścięte. Jest ich już 7. To więcej iż nic. Spojrzałem na Dianę. Znowu próbowała podnieść drzewo. Heh... czy ona kiedyś odpuści? Z jej zgrabnego tyłka przeniosłem wzrok na twarz.  Nie wyrażała żadnych emocji. Chciałbym, aby się uśmiechnęła, żeby była szczęśliwą osobą. Wydaje mi się jakby przez całe życie była krzywdzona przez los. Nie wiem dlaczego, ale się dowiem. Z każdą chwilą spędzoną blisko niej czuję, że żyję na nowo.
  Ciąłem drzewo i ciąłem. Spojrzałem na miejsce, gdzie była Diana, ale nigdzie jej nie widziałem. Zamiast tego było coraz mniej drzew. Co za dziewczyna. Z daleka zobaczyłem, że idzie w moją stronę. Uniosła w rękach drzewo i zaczęła je ciągnąć. Kawałek je odciągnęła i się zatrzymała. Spojrzała na mnie i powiedziała. Już nie tnij. Jest już dość ciemno. Lepiej wracaj.
- Na pewno?- spytałem nie do końca przekonany.
- Nie, pół-żartem wiesz?- odpowiedziała z miną ,, -.-"
- Eh, no dobra. - ruszyliśmy w kierunku naszego tymczasowego noclegu. Wiał dość silny wiatr. Zaczęło robić się coraz chłodniej. Wyciągnąłem zapalniczkę z kieszeni spodni i podpaliłem ognisko. Swoją drogą... dawno nie paliłem. Wyciągnąłem papierosa, podpaliłem go i zaciągnąłem się dymem.

 Powoli wypuszczałem go z ust czując tak dobrze znane mi uczucie.
- Palisz?- usłyszałem za sobą. Odwróciłem głowę i ujrzałem zdziwioną twarz Diany.
- Od 6 lat.- odpowiedziałem.
- Ile tak właściwie masz lat?- spytała, siadając po mojej prawej stronie.
- 21, a ty?- spytałem gasząc papierosa. Może nie ma między nami dużej różnicy wieku?
- 19- Odpowiedziała. Wow... na serio myślałem, że jest starsza. Jest taka dojrzała. Po chwili dziewczyna ziewnęła. Musi być bardzo zmęczona.
- Chodźmy spać, jutro czeka nas pracowity dzień.- oznajmiłem widząc zmęczenie Diany.
Dziewczyna nic nie odpowiedziała tylko ułożyła się na kocu. Poszedłem za jej przykładem. Diana delikatnie przysunęła się w moją stronę. Nie wiele myśląc, przyciągnąłem ją jeszcze bliżej prawą ręką obejmując w talii. Dziewczyna była ,, lekko" zdziwiona moim gestem, lecz zaraz ułożyła swoją głowę na moim torsie. Zacząłem cicho nucić jej do snu. Po chwili oboje odpłynęliśmy do krainy Morfeusza.

Oczami Louisa.

12 godzin wcześniej

- Niall rusz ten swój zgrabny tyłek, bo zaraz sam po ciebie przyjdę! - darłem się na Irlandczyka od dobrych 5 minut. Ale nie, nikt mnie nigdy nie słucha. Grr...
- No już, już. Nie denerwuj się tak bo jeszcze ci żyłka pęknie. - pff ... ale zabawne.
- Dobra... nie żeby coś, ale na litość boską Niall. Po co ty bierzesz 2 torby jedzenia?- spytał Harry, gdy zauważył sylwetkę Nialla wychodzącego z kuchni.
- Jedna na drogę, a druga jest dla Zayna, przecież nie wiadomo jak tam karmią.- odpowiedział wzruszając ramionami.
- Dobra. Nie marudzimy tylko jedziemy. - wtrącił Li.
Wszyscy wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy. Po drodze Niall śpiewał piosenki Justina Biebera. Nie no, szanuję Justina, ale nie przepadam za jego piosenkami. Mimo iż nie lubię jego piosenek niech się chłopak nacieszy i wyszaleje. W końcu zaproponowałem, aby zaśpiewać Adele- Rolling in the Deep. Zgodzili się. Śpiewaliśmy i śpiewaliśmy, aż w końcu dotarliśmy do portu. Wszędzie był tłum. Jak my mamy tu niby znaleźć Zayna?!
- No, gdzie on jest?!- pytał poddenerwowany Niall. - Całe jedzenie się tu zmarnuje!
- A ty tylko o jedzeniu myślisz!- krzyknął na niego Harry.
- Nie moja wina. Przez Zayna się denerwuję, a jak się denerwuję to robię się głodny, a jak robię się głodny to muszę jeść.
- Ej,ej,ej. Stop! Przestańcie się kłócić.- uspokoił ich Liam.
Poskutkowało. Uff... Nie chcę szukać Zayna z wkurzonym Harrym i głodnym Nallem. Ustaliśmy przed miejscem, w którym miał zacumować statek i czekaliśmy. Jak zwykle nudziło się nam, więc zaczęliśmy rzucać do siebie piłką zrobioną z pozłotka. Taa... bardzo oryginalne. Rzucaliśmy tak może z pół godziny, gdy statek przypłynął. Opanowaliśmy się i patrzeliśmy w jego stronę. Ludzie wychodzili i wychodzili, ale nigdzie nie widać było Zayna. Chwilę później z pokładu wyszedł kapitan. Spojrzałem na chłopaków.Mięli tak samo zdziwione miny co ja.
-Gdzie ten Zayn, no?- zapytał Niall.
-Nie mam pojęcia.- odpowiedział Hazza.
-Może pójdziemy do kapitana?- zaproponował Li.
Wszyscy mu przytaknęliśmy i ruszyliśmy w stronę budynku, gdzie powinien być kapitan. Weszliśmy do pomieszczenia i pierwsze co mi się rzuciło w oczy to dwa portrety wiszące na ścianie. Na pierwszym z nich byłą dziewczyna. Bardzo ładna dziewczyna. Miała bladą cerę i brązowe włosy. Drugie zdjęcie jednak przykuło bardziej moją uwagę. Mianowicie był na nim Zayn. Podeszliśmy do kapitana i nie wiedzieliśmy co powiedzieć. tylko Liam pokazał na portret Zayna. Kapitan spojrzał najpierw na portret później na nas.
-To wasz przyjaciel?- spytał w końcu. 
Pokiwaliśmy twierdząco głowami.
-Zaginął wraz z tę dziewczyną podczas rejsu.- odpowiedział smutno.
-Czyli, że Diana też zaginęła?- spytał nagle Harry.
Spojrzeliśmy na niego zdziwieni.
-Znasz tę dziewczynę?- znów spytał kapitan.
-Tak.- urwał.- To moja kuzynka.


Iii.. Jest następny!
Przepraszam za takie długie opóźnienie, ale nie miałyśmy jak dodać. : (
Mam nadzieję, że się spodoba..
Nie wiem kiedy dodamy następny, ale mam nadzieję, że niedługo. ; )
Pozdrawiam
Długo nieobecna
Dusty






















niedziela, 11 maja 2014

Ważna informacja.

Hejka Misiaki..

Niestety nie uda nam się teraz dodać rozdziału, przez to, że była wycieczka.
Jednakże spróbujemy go napisać jakoś w tygodniu. ; )

Mamy nadzieję, ze czytacie naszego bloga i się podoba. : )
Pozdrawiam
Dusty

niedziela, 4 maja 2014

Rodział 7. To nie twoja wina.



Oczami Diany

Usłyszałam jakiś dźwięk. Zaczęłam powoli otwierać oczy. To, co ujrzałam mnie zdziwiło. Mianowicie, na dziobie łodzi siedziała kolorowa papuga. To ona mnie obudziła. Poczułam się dziwnie. Nie dlatego, że spałam na ramieniu Zayna, ale dlatego, że łódka się nie unosiła. Podniosłam się tak, aby nie obudzić chłopaka i aż stanęłam jak wryta. Przede mną rozciągała się dżungla. Wylądowaliśmy na jakiejś wyspie. Spojrzałam na papugę. Była śliczna. Zaczęłam się do niej zbliżać. Wyciągnęłam do niej rękę, aby ja pogłaskać, ale odleciała. Odwróciłam się i podeszłam do Zayna. Ukucnęłam przy nim i zaczęłam lekko potrząsając go za ramię. Po chwili otworzył oczy, które od razu skierował na mnie.
-Coś się stało?- spytał.
Pokręciłam głową na tak i zaczęłam pomagać mu wstać. W pozycji stojącej zamiast patrzeć na wyspę patrzył na mnie. Odwróciłam wzrok. Zrobił to samo. Słyszałam jak wciąga powietrze do płuc.
-Wyspa!- krzyknął i wyskoczył z łódki.
Wyszłam za nim i spojrzałam na niego. Jego zachowanie było nadzwyczaj dziwne. Całował ziemię. Następne zdarzenia działy się szybko. Usłyszałam dziwny pisk i poczułam jak nogi uginają mi się. To Zayn się przestraszył. Skoczył na mnie, ponieważ natrafił na czaszkę. Syknęłam z bólu i się przewróciliśmy. Ja na niego. Zamknęłam oczy, a gdy je otworzyłam ujrzałam śliczne oczy mulata.
Mogłabym w nie patrzeć przez cały czas. Otrząsnęłam się, gdy usłyszałam znowu ten sam dźwięk. Wstałam z niego i spojrzałam na papugę. Po chwili poczułam ból w ramieniu. Zamknęłam oczy, ale to nic nie pomogło.
-Przepraszam.- usłyszałam przy uchu.- To moja wina. Głupio wyszło. Przepraszam.
Otworzyłam oczy i spojrzałam na niego, po czym odpowiedziałam.
-Nic się nie stało.
Swój wzrok przeniosłam na czaszkę. Wokół niej były kości. To nie wróży nic dobrego. Dyskretnie przełknęłam ślinę.
-Pomożesz mi?- usłyszałam za plecami.
Odwróciłam wzrok i ujrzałam Zayna, który próbował wyciągnąć łódkę bardziej na brzeg. Podbiegłam na koniec łódki i zaczęłam ją pchać. Tył był w wodzie, ale po kilku minutach poczułam piasek pod nogami. Jeszcze kawałek ją przesunęliśmy i usiedliśmy na plaży.
-To co teraz?- spytałam.
-Jest 7.09. Moglibyśmy coś zjeść.
-Nie jestem głodna.- odparłam szybko.
-Kiedy ty nie jadłaś nic od czasu, gdy wylądowaliśmy w tej nieszczęsnej łodzi.- podniósł lekko głos.
-Ja na prawdę nie jestem głodna. Uwierz mi.
-Nie, nie uwierzę. Moim zdaniem ty się głodzisz, abym ja mógł coś zjeść! Czy ty chcesz umrzeć z głodu, abym ja przeżył?!- krzyknął na mnie.
Skuliłam się jeszcze bardziej. Łzy stanęły mi w oczach. A ja myślałam, że on jest inny. Głowę schowałam pomiędzy brzuch a kolana i zaczęłam płakać.
-Mała, nie płacz. Ja nie chciałem na ciebie krzyczeć.- mówił przepraszająco.- Ja się o ciebie martwię. To nie zdrowo tak się głodzić tylko po to, aby inni mogli przeżyć. Proszę, nie płacz.
Spojrzałam na niego i odpowiedziałam zgodnie z prawda:
-Ja... nie... mogę... jeść.
-Jak to?- ciągnął dalej.
-Po prostu mi zaufaj a wszystko będzie dobrze.- nie chciałam mu mówić całej prawdy.
-No okej. Jednakże jak będziesz głodna to...- zaciął się, bo mu przerwałam.
-... to jedz śmiało. Nie krępuj się. Tak wiem. Dziękuje.
Uśmiechnęłam się słabo co odwzajemnił.
-Wiesz...- zaczął niepewnie.- Nie wiem jak sobie wyobrażasz życie na wyspie, ale mimo wszystko nie mamy schronienia.
Faktycznie, ale zdawało mi się, że widziałam narzędzia w łódce. Wstałam i skierowałam się do niej czując na sobie wzrok Zayna. Weszłam do niej, i zaczęłam wszystko przeszukiwać. Znalazłam skrzynkę z narzędziami, dużo gwoździ i siekierę. Nie mam pojęcia po co oni to tu włożyli. Skoro nas "porwali" to po co nam wszystko ułatwiają? Dali nam wode. Jakieś koce i te wszystkie rzeczy dzięki, którym można zbudować nawet dom. Wzruszyłam ramionami i wyjęłam to z łódki. Podeszłam do Zayna i położyłam wszystko przed nim. Spojrzał na mnie zdziwiony.
-Możemy sami zbudować schronienie.- powiedziałam nieśmiało.
Spojrzał do skrzynki. Popatrzył na narzędzia i wstał. Spojrzał na mnie i powiedział z uśmiechem:
-Nie będzie łatwo, ale damy radę. Jednakże zanim zaczniemy chodźmy po drewno na ognisko.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc o co chodzi.
-W nocy może być zimno, więc się ogrzejemy.- dodał śmiejąc się.
Odwróciła głowę i spojrzałam na las? Chyba tak. Zayn pierwszy ruszył, a ja za nim. Szłam troszkę dalej niż on, bo nie sadzę abyśmy dużo gałęzi zebrali w tym samym miejscu. Widziałam jak miał ich dużo, a ja tak mało. Wstyd. Przecież on odwali całą robotę. Odeszłam kawałek dalej i zbierałam dalej. Gdy już miałam sporą kupkę gałęzi rozejrzałam się czy gdzieś jest. Szukałam go wzrokiem, aż natrafiłam na jego sylwetkę machającą w moim kierunku.
-Wracamy.- doszedł mnie jego krzyk.
Kiwnęłam lekko głową i skierowałam się w stronę plaży. Gdy na nią weszłam już czekał na mnie budując ognisko. No... Jeśli można nazwać to ogniskiem, ponieważ mu nie wychodziło. Zaśmiałam się cicho i odłożyłam gałęzie obok jego.
Usiadłam niedaleko i patrzyłam jak się męczył przy układaniu stosu z gałęzi, który co chwila się przewracał. Znowu się zaśmiałam i podsunęłam bliżej. Wyciągnęłam ręce i trzymałam to co on ustawił. Wyszło o wiele lepiej. Dodał jeszcze sporo patyków i ognisko było gotowe.
-Dlaczego teraz je zrobiliśmy? Czemu nie wieczorem?- spytałam.
-Bo wieczorem nie będzie mi się chciało.- odpowiedział szeroko się uśmiechając.- Chodź po więcej gałęzi.- dodał po chwili pociągając mnie za rękaw.
Poszłam za nim w dżunglę i zaczęłam zbierać gałęzie. Jeden patyk... Drugi... Trzeci... Szesnasty... Siedemnasty... Osie... Co jest? Zdziwiłam się. Jakieś zwierzę zabrało mi gałązkę sprzed nosa. Spojrzałam na nie i przechyliłam głowę. Zrobił to samo. Po chwili zorientowałam się, że jest to surykatka. Tylko, że... Co ona tu robi? Surykatki mieszkają na wyspach? Myślałam, że w Afryce. Wzruszyłam ramionami. Obeszłam ją i zaczęłam dalej zbierać drewno na opał. Gdy już miałam sporą gromadkę wróciłam do Zayna. Gdy tylko weszłam na plażę chyba serce mi stanęło. Zayn stał bez koszulki wpatrując się w morze. Dobrze, że stoi do mnie plecami, bo nie wiem co bym zrobiła, gdyby się odwrócił. I dosłownie w tym samym momencie jakbym krzyknęła "Odwróć się!", odwrócił. Szybko skierowałam swój wzrok na gałęzie i poszłam je odłożyć na miejsce.
-Boli bardzo?- usłyszałam za sobą.
Odwróciłam się i ujrzałam zatroskaną minę chłopaka. Próbowałam skupić się tylko na jego oczach, ale to nic nie dało. Spojrzałam na jego nagi tors. Miał całkiem sporo tatuaży. Zwłaszcza na rękach. Na jednej zauważyłam dziewczynę. Podeszłam krok bliżej, i nie wiem dlaczego, dotknęłam tego tatuażu.
-To Perrie. Teraz żałuję, że zrobiłem ten tatuaż. Będzie mi o niej cały czas przypominał.
Spojrzałam w jego oczy i ujrzałam łzy. Żal mi się go zrobiło. Zrobiłam jeszcze krok w jego stronę i przytuliłam go. Odwzajemnił uścisk.
-Wszystko będzie dobrze.- szepnęłam.
-Dziękuję.
-Za co?- zdziwiłam się.
-Za to, że dzięki tobie zapominam o niej.
Odkleiłam się i spojrzałam na niego. Uśmiechał się. Chciałam odwzajemnić ten uśmiech, ale zamknęłam oczy, bo moje ramię przeszyła fala bólu.
-Bardzo boli?- spytał.
Nie odpowiedziałam.
-Może lepiej przemyć te ranę, co?
Otworzyłam oczy i lekko kiwnęłam głowa. Podeszliśmy do łodzi. Wszedł do niej po apteczkę, a ja w tym czasie zdjęłam sweter. Dobrze, ze miałam koszulkę pod nim. Usiadłam na piasku a on obok mnie. Podwinął rękaw najbardziej jak to było możliwe i zaczął odwijać bandaż. Gdy ukazała się rana odwróciłam od niej wzrok. Już dość się na takie rzeczy napatrzyłam. Poczułam jak polewa ją wodą utlenioną. Szczypało. Aby nie wydać z siebie żadnego dźwięku zacisnęłam szczękę. Dodatkowo zwinęłam dłoń w pięść oraz mocniej zacisnęłam oczy. Po krótkiej chwili zaczął owijać rękę nowym bandażem. Rozluźniłam się.
-Dziękuję.- szepnęłam i spojrzałam na niego.
Nic nie powiedział tylko się uśmiechnął.
-Może zaczniemy szukać odpowiednich drzew, aby zbudować dobre schronienie, co ty na to?- spytałam.
-No to bierzemy się do roboty.
Uśmiechnął się szeroko po czym ruszyliśmy.

Jakiś czas później

-To może to?- spytałam z nadzieją w głosie.
-Nie. Za duże.- grr. Zaraz mu coś zrobię. Od 2 godzin chodzimy po puszczy, ale panu "to drzewo nie pasuje", nic się nie podoba! Jakiż to znawca od drzew się znalazł. Ehh... Chyba jakoś przeżyje spanie na piasku. Spojrzałam na swoje buty. Wydały się ciekawsze od drzew. Po chwili uderzyłam w coś, a raczej kogoś. Był to Zayn. Stał i wpatrywał się w jakieś drzewo, a nawet gromadę takich samych drzew. W jego oczach dostrzegłam radosne iskierki. Tak! Wreszcie znaleźliśmy! Dzięki Bogu, bo dłużej chodzenia bym nie przeżyła.
-Idealne.- szepnął uśmiechając się szeroko.
Wpatrywał się i wpatrywał w nie, aż w końcu nie wytrzymałam i zabrałam mu siekierę. Ruszyłam w stronę drzew, ale zaraz zostałam zatrzymana.
-Co ty robisz?- spytał.
-Chce ściąć te drzewa, bo ty wolisz się na nie patrzeć.
Wywrócił tylko oczami i ruszył do najbliższego "celu", po drodze zabierając mi siekierę. Po kilku uderzeniach na jego czole pojawiły się drobne kropelki potu.
-Może ci pomóc?- zapytałam.
-Serio?! Myślisz, że pozwolę odwalić kobiecie brudną robotę?- spytał, a na jego twarzy zauważyłam mieszane uczucia niedowierzania i złość. Ups?- A poza tym jesteś ranna.- dodał czulej.
-Ale ja nie chcę, abyś sam wszystko zrobił. To by było niesprawiedliwe. Też chce jakoś pomóc.- powiedziałam podchodząc bliżej.
Chyba mnie nie usłyszał. Zamachnął się, aby zadać kolejny cios drzewu. Zamiast w nie, niechcący uderzył mnie. Trafił w ranę od noża. Upadłam. Po co ja się w ogóle zbliżałam? Złapałam się za obolałe miejsce i w tym samym momencie ujrzałam siekierę obok siebie. Spojrzałam w górę. Chyba bardziej przerażonej miny Zayna nie widziałam. Szybko ukucnął obok. Chciał coś powiedzieć, ale jakby nie mógł. Bolało dość mocno. Łzy napłynęły mi do oczu, ale odwróciłam się tak, aby ich nie widział.
-Boże przepraszam! Wszystko dobrze?! Ale ja jestem głupi, oczywiście, że nie jest dobrze! Przepraszam. Nie zauważyłem cię. Ja... Nie chciałem.
Panikował. może trochę boli, no dobra trochę bardzo, ale nie będę patrzeć jak się obwinia!
-To nie jest twoja wina. Niepotrzebnie podchodziłam. Tu zwyczajnie moja głupota zawiniła.- próbowałam go uspokoić.
-Ale ty przecież sama się nie uderzyłaś, tylko ja ciebie! to moja wina!- zaczął krzyczeć.- Przecież mogło to się skończyć o wiele gorzej.
Złapałam jego twarz, spojrzałam w oczy i powiedziałam:
-To nie twoja wina, słyszysz? Nie myśl co by było gdyby, liczy się tu i teraz. Rozumiesz? To NIE twoja wina!
-Nie rozumiesz. Gdybym ciął pod innym kątem mógłbym...- znów zaczął się obwiniać. Ehh... Chyba nie słuchał tego co mówiłam.
-Mam ci to przeliterować? T-o n-i-e t-w-o-j-a w-i-n-a!
-Ale...- zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
-Przestań! Jeżeli jeszcze raz będziesz mi tu jęczał, że to twoja wina obrażę się na ciebie i nie odezwę do końca życia. A teraz tu się nie mazaj tylko tnij to drzewo, bo za milion lat nawet szałasu nie zbudujemy.- powiedziałam twardo po czym zrobiłam poważna minę.
Uśmiechnął się lecz zaraz spoważniał.
-Tak jest pani kapitan.- powiedział po czym wziął się do pracy.
Z każdym uderzeniem mięśnie jego ramion się napinały. Wyglądał tak seksownie. Boże... Diana o czym ty myślisz? Skarciłam się w myślach.
-Uwaga!- krzyknął.
Szybko przesunęłam się, ponieważ w miejscu gdzie siedziałam upadło drzewo. Pisnęłam radośnie na co on na mnie się dziwnie spojrzał.
-No co? Jedno drzewo mniej.- uśmiechnęłam się na co on się zaśmiał.
Podszedł do następnego i zaczął robotę od nowa. Ja natomiast podeszłam do powalonego drzewa i starałam się je podnieść, aby wynieść na plażę. Nie szło mi to aż tak sprawnie jak myślałam.
-Hej co ty robisz?- widząc mnie "siłującą się" z drzewem.
-Yyy... Próbuję podnieść to drzewo?- spojrzałam na niego jak na idiotę. Ten tylko westchnął pod nosem.
-Myślisz, że taka drobna osóbka podniesie taki ciężar?- spytał rozbawiony.
-No to co ja mam niby robić?- podniosłam ręce w geście poddania.- Nie potrafię tak stać z boku i patrzeć jak ty harujesz.
-No to od teraz będziesz stać z boku i patrzeć. Musisz dużo odpoczywać, aby wyzdrowieć.
-Ale ja przecież jestem zdrowa.- odparłam.
-Nie zgodzę się z tym. Lepiej usiądź mi stanie ci się coś poważnego.- powiedział smutno.
-Wiem, że chcesz dla mnie dobrze, ale nie jestem małą dziewczynką. Potrafię więcej niż ci się wydaje.
-Nie będę zaprzeczał, ale posłuchaj mnie. Usiądź i odpoczywaj.
Nie chciałam siedzieć w jednym miejscu. Z resztą on nie będzie mi rozkazywał. Westchnęłam i ruszyłam przed siebie.
-Gdzie idziesz?- spytał.
-Zobaczyć co jest dalej. Chcę się dowiedzieć co tutaj jeszcze może być.- powiedziałam po czym ruszyłam w stronę nieznanych.
-Tylko nie odchodź za daleko.- usłyszałam zatroskany głos za sobą.

******************************
i bum!
Kolejny rozdział gotowy. : )
Mam nadzieję, że się spodoba.. X D
Wydaje się być dłuższy niż inne,.. : p
Poozdrawiam ..
Dusty