niedziela, 20 kwietnia 2014

Rozdział 5. Można powiedzieć, że jestem... szczęśliwa?

Oczami Zayn'a

Obudził mnie jakiś dziwny trzask. Powoli otworzyłem oczy i ujrzałem dziewczynę, która próbowała rozerwać więzy.
-To nic nie da. Węzły są za mocne.- powiedziałem to, a ona momentalnie zamarła.
Przeniosła swój wzrok na mnie. Może patrzyła przez jakąś sekundę albo dwie, po czym z powrotem odwróciła i próbowała dalej się uwolnić. Zdziwiły mnie dwie rzeczy. Jak u licha ona ma ręce z przodu. Przecież miała je zawiązane z tyłu. Chociaż... Mogła przecież je przerzucić do przodu, ale mniejsza z tym. Oraz skąd ona ma te ranę na policzku?
-Skąd masz te ranę?- spytałem.
Odpowiedziała mi głucha cisza.
-Czyli się nie dowiem?- próbowałem dalej.
-Yyy... Ja... Ten... Noo...- zaczęła się jąkać.
-Rozumiem. Oni ci to zrobili.- zdenerwowałem się lekko.
Znowu to samo. Głucha cisza. Nie pytałem dalej. I tak by nie odpowiedziała. Zapadło długie milczenie. Baaardzo długie. Zdawało się nie mieć końca. Zaczęło mi się nudzić, więc zacząłem się rozglądać. Wokół ni, tylko woda. Dziwne uczucie. Siedzisz na łodzi, pośrodku oceanu, nie umiesz pływać, a nie boisz się niczego, bo nie myślisz o tym. Tak, nie myślę o tym. W głowie mam tylko ja. Ciekawe ile jej zajmie uwolnienie się albo czy w ogóle jej to się uda? Usłyszałem trzask. Spojrzałem na dziewczynę i ujrzałem jak rozwiązuje już rozerwane więzy. Spojrzała na mnie. Chyba się zastanawiała, czy mnie rozwiązać, czy nie. Jej twarz nic nie wyrażała. Zero emocji. Ciekawe czemu. Myślałem, że będzie bardziej rozmowna. Wyglądała jakby nie miała w sobie życia. Wstała i podeszła do mnie. Ukucnęła obok i zaczęła rozwiązywać linę. Po chwili byłem już wolny. Aby nie być jej dłużnym chciałem opatrzyć jej te ranę. Zbliżyłem się do niej i delikatnie dotknąłem policzka na co ona zareagowała dość gwałtownie. Jak oparzona odskoczyła i wpatrywała się we mnie z przerażenie.
-Ymm... Nic ci nie zrobię, nie musisz się mnie bać.- zacząłem ją uspokajać.
Odpowiedziała mi, tak jak wcześniej, głucha cisza. Nie chciałem jej przestraszyć. Przecież ja jej nic nie zrobię, ale ona pewnie sądzi inaczej, tylko mam jedno pytanie. Dlaczego tak sądzi? Nic nie robiąc sobie z jej protestów podszedłem do niej i ukucnąłem obok. Dziewczyna zaczęła  mnie okładać swoimi malutkimi piąstkami. Zdezorientowany chwyciłem jej dłonie i spojrzałem głęboko w oczy. Dostrzegłem w nich łzy, co mnie jeszcze bardziej zdziwiło.

-Proszę.- wyjąkała płaczliwie.
-Hej, ja naprawdę nic ci nie zrobię.- chyba mi uwierzyła, bo siedziała spokojniej.
-A tak w ogóle to jestem Zayn.- zagadnąłem.
-Diana.- powiedziała niepewnie.
-Ładne imię.- uśmiechnąłem się lekko.
Zdziwiłem się, gdy Diana go odwzajemniła. Woow. Jest coraz lepiej. Chyba nabiera do mnie większe zaufanie, jednak nadal trzyma się na dystans.
-To jak? Może przemyję ci tę ranę, bo wedrze się zakażenie.
Powoli i niepewnie pokiwała głową na znak, że się zgadza. Podszedłem do jednej z walizek i wyjąłem z niej podręczną apteczkę. Położyłem ją obok dziewczyny i sam przed nią ukucnąłem. Wyjąłem wodę utlenioną i gazę. Zmoczyłem ją i zbliżyłem do twarzy Diany. Gdy dotknąłem jej skóry spięła się. Nie mam pojęcia czemu. Przecież jestem ostrożny. Po kilku minutach skończyłem przemywanie i przykleiłem plaster. Wyglądała okropnie. Pokaleczona, strasznie blada i chuda. Aż się rozzłościłem. Ci kolesie powinni mocno oberwać, no ale teraz nic nie mogę zrobić. Nic. Cisza była dla mnie udręką. Przez nią zdawało mi się, że jestem tu sam, że nie ma nadziei, ale gdy patrzę na Dianę, uspokajam się.

Oczami Diany

Patrzy się na mnie jakby chciał się czegoś doszukać. No, ale muszę go rozczarować. Nic nie znajdzie. Dotknęłam dłonią opatrunku i aż mi się smutno zrobiło. Nie chciałam, aby widział tę ranę, a co dopiero ją opatrywał. Wstałam i podeszłam do swojego plecaka. Wyciągnęłam zeszyt oraz ołówek i zaczęłam pisać. Zawsze, gdy się coś dzieje opisuję to w zeszycie. Prawie każdy dzień z mojego cierpienia jest tutaj zapisany, chociaż wszystkie wyglądają praktycznie tak samo. To tak jakby mój pamiętnik. Nikt nie może go czytać oprócz mnie.

" 3 lipca 2014r.
Ten dzień jest jednym z najgorszych. Nikt by mi nie uwierzył gdybym opowiedziała go. Właśnie siedzę na łódce pośrodku oceanu. Tak, OCEANU. Woda. Aż się płakać chce, ale nie mogę. Muszę być silna, ponieważ nie jestem tu sama. Na przeciwko mnie siedzi brunet o zniewalająco pięknych, czekoladowych oczach i w dodatku bacznie mnie obserwuje. To takie frustrujące. Jednakże, nie boję się go. To strasznie dziwne uczucie. Można powiedzieć, że jestem... szczęśliwa? Hmm... A może nie.
Na dodatek jeszcze jedna rzecz nie daje mi spokoju. A mianowicie moja rana na policzku. Teraz to na pewno nikt mnie nie zechce. Haha... A czy w ogóle kiedyś ktoś by mnie chciał? To pytanie jak zwykle zostaje bez odpowiedzi. Czuje się dziwnie. Cały czas odbieram wrażenie, że coś się stanie. Że moje życie nie będzie już takie samo. Tylko czy się zmieni na lepsze czy na gorsze? Trudno powiedzieć. Może i na lepsze. Taa... Jasne. Przecież to ja... U mnie nic nigdy nie zmienia się na lepsze."

Zamknęłam zeszyt i schowałam go do torby. Powoli uniosłam wzrok, a moje spojrzenie napotkało czekoladowe oczy Zayna. Szybko odwróciłam wzrok.
-A więc... Wiesz może czemu oni nas porwali?- spytał po chwili.
-Nie mam pojęcia. Przecież, co oni mogą chcieć od zwykłych ludzi?- spytałam zdziwiona.
Na moje słowa chłopak momentalnie zbladł. Hmm... Wydaje mi się, że już go gdzieś widziałam. Ma takie charakterystyczne rysy. I ta sylwetka. Hmm... Moje rozmyślania przerwał głos Zayna:
-Poznałaś może któregoś?
Zamyśliłam się. Zdawało mi się, że widziałam Ernesta, ale tylko zdawało, więc nie mogę być pewna. Z resztą przecież mu tego nie powiem. Westchnęłam i odpowiedziałam:
-Nie. Niestety żadnego nie znam.
Zamyślił się. A może on kogoś poznał? Nie, nie będę pytać. Podniosłam plecak i wyjęłam inny zeszyt. Otworzyłam na ostatnią pustą stronę i zaczęłam rysować, jednakże wpatrywałam się w morze. Ciekawa jestem co kryje się za tą wodą. Może natrafimy na jakąś wyspę? O tak. Wyspa to by było wybawienie. Nagle usłyszałam dziwny dźwięk. Spojrzałam na Zayna. Ten tylko wzruszył ramionami i powiedział:
-Jestem głodny.- po czym wstał i wyjął z walizki jakąś kanapkę.
Zapewne taka pyszna kanapka, że aż zrobiło mi się niedobrze.
-Jesteś może głodna?- zapytał.
-Nie dziękuję.- odpowiedziałam.
-Jesteś pewna?- zdziwił się po czym dodał- Trochę tu już siedzimy.
-Na prawdę. Spokojnie, nic mi nie będzie.- próbowałam go uspokoić.
-Ehh... No dobra. Ale jeśli będziesz chciała coś zjeść, nie krępuj się.
-Jasne.
Yeah! Udało się! Spojrzałam na kartkę z zeszytu i zdziwiona uniosłam lewą brew. Serio?! Znowu nieświadomie narysowałam portret Zayna.
-Boli?- usłyszałam cichy szept przy moim uchu.
Aż podskoczyłam ze strachu. Poczułam delikatne muśnięcie po bandażu. Czy on musi mi o tym przypominać? Chciałabym jak najszybciej o tym zapomnieć.
-Nie.- skłamałam nie chcąc go martwić.
Chyba jednak mi nie uwierzył, gdyż wpatrywał się we mnie karcącym wzrokiem. No, ale co miałam powiedzieć? "Tak, strasznie mnie boli. Zabij mnie jeśli nie chcesz abym cierpiała."? No chyba nie.
-Weź to. Ukoi ból.- powiedział wręczając jakieś tabletki.
Popatrzyłam na niego nieufnie. A co jeśli chce mnie czymś nafaszerować? Zayn tylko przewrócił oczami.
-Przecież cię nie otruje. Nie chce patrzeć jak cierpisz.- szepnął spuszczając głowę.
Po przeanalizowaniu wszystkich za i przeciw wzięłam je. Po ok. 10 minutach ból zmalał.
-Dziękuję.- powiedziałam lekko speszona tym, że myślałam, że chce mnie otruć.
Dopiero teraz spostrzegłam, że jego nadgarstki są starte do krwi. Nic nie myśląc szybko wzięłam apteczkę. Wyjęłam bandaż oraz wodę utlenioną, po czym zbliżyłam się do chłopaka.
-Nie trzeba. Nic mi nie jest.- powiedział.
Jednak ja nie słuchałam. Szybko przeczyściłam nadgarstki i owinęłam je bandażem. Gdy skończyłam chłopak delikatnie uniósł moją brodę i spojrzał w oczy, co mnie zdziwiło.
-Dlaczego to zrobiłaś?- spytał.
-Zrobiłam co?- spytałam choć doskonale wiedziałam o co mu chodzi.
-Dlaczego mi pomogłaś skoro się mnie boisz?- wyjaśnił.
Nic nie odpowiedziałam. Spuściłam wzrok i wróciłam na poprzednie miejsce. Słyszałam jeszcze jak cicho wzdycha. Zabrałam zeszyt i schowałam do plecaka. Odwróciłam głowę i wpatrywałam się w otwartą przestrzeń oceanu. Zachodzące słońce jest takie piękne. Jak zaczarowana wpatrywałam się w cudowny widok i nawet nie spostrzegłam kiedy Zayn usiadł obok mnie. Po jakimś czasie, mimo, że już było ciemno, nadal wpatrywałam się w ten sam punkt, gdzie zniknęło słońce. Moje oczy stawały się coraz cięższe. Oparłam głowę o ramię Zayna i nie wiedząc kiedy, zasnęłam.


Dusty
Ta dam !
I jest następny... Yeeah ..
Myślała, że nie zdążę napisać, ale jednak udało mi się zabrać laptopa. X D
Przepraszam za błędy, jeśli się jakieś pojawiły. ; /
Następny rozdział doda Niki. Ja niestety nie wiem kiedy będę mogłą dodać, ale przecież jest jeszcze ona. : D
Mam nadzieję, że się spodoba.
Liczę na jakieś komentarze . : )

1 komentarz:

  1. Jejku, co z nimi teraz będzie! Sami na środku oceanu... ale przynajmniej mają okazję się bliżej poznać :) trzeba zauważać też te pozytywne strony beznadziejnych sytuacji :D hehe
    Superaśne opowiadanie!

    OdpowiedzUsuń